Wyjazd w Tatry, a dokładnie wejście na Rysy był wyjazdem bardzo spontanicznym. Pewnego dnia dostałem wiadomość na komunikatorze od brata, czy może nie spróbować w tym roku wyjechać w Tatry i wejść na 2499 m npm. Został rzucony termin – weekend. Szybko podjąłem rękawicę i tak dochodziła do realizacji nasza ekspedycja - pierwsza ekspedycja, jak się okazało, dająca początek kolejnym naszym wyprawom po najwyższe wierzchołki Europy. Rozpoczęła się nasza podróż po Koronie Europy, o której w kolejnych otwarciach będziemy się z Wami dzielić.
Pojawiła się pierwsza niespodzianka. Musiałem wyjechać służbowo do Warszawy i byłem zmuszony wsiadać do pociągu dopiero po północy, brat w tym czasie jechał tym samym składem od godziny 19.00 z Sopotu. Cóż musiałem spędzić w stolicy parę ciężkich godzin nocnych – wyrazy współczucia od brata. Byłem bardzo wypompowany już na samym wstępie – pracę skończyłem po 16 a do podróży jeszcze przeszło osiem godzin zapełnionych obiadem, galerią, galerią, kinem, galerią, galerią itd. itp. Za to rankiem zobaczyłem piękny widok naszych Tatr.
2. października doszliśmy około południa do schroniska w Dolinie Roztoki (1031m, 12:00/13:00). Bardzo schludne mniej uczęszczane miejsce od pozostałych schronisk w Tatrach. Miło i ciepło spędziliśmy w nim dwie noce. Z menu polecam żurek i grzane piwo z miodem /niestety w plastikowym kubku/. Tegoż samego dnia postanowiliśmy wyjść jeszcze na rekonesans do Doliny Pięciu Stawów (schronisko 1671m npm, 15:40) szlakiem pnącym się obok wodospadu Siklawa – największym wodospadzie w Tatrach. Pogoda nam dopisywała i z radością maszerowaliśmy doliną Roztoki. Ruch był niewielki, bo i miejsce i czas, nie był mocno turystyczny. Aż miło było wsłuchiwać się w odgłosy przyrody i w głębi duszy medytować. Polecam gorąco. Piękne widoki w jesiennym słońcu.