Nadszedł dzień 12 lipca, w którym planach było podejście do schroniska Stüdlhütte (2802m), skąd następnego dnia mieliśmy zamiar wejść na cel naszego przyjazdu do Austrii – Grossglockner (3798m).
Po wczesnej pobudce wyjechaliśmy z campingu w kierunku Lucknerhaus (1918m, 7:00). Pnąca się w górę droga dojazdowa jest płatna w wysokości 9 Euro, jednak my jako wcześni turyści nie ponieśliśmy tych kosztów ponieważ na bramce płatniczej nie było żadnego przedstawiciela służb pobierających opłaty. Stąd rozpościera się uroczy widok na nasz wymarzony szczyt. Lucknerhaus można traktować jak klasowy pensjonat/hotel z wydzielonymi salami wieloosobowymi dla zwykłch turystów na parterze (mieliśmy przyjemność gościć w nich w 2010 roku, przy pierwszej próbie osiągnięcia szczytu :-( ). Pierwsze piętro jadalnia i powyżej pokoje gościnne. Po zaparkowaniu auta na obszernym parkingu ruszyliśmy w górę.
Mieliśmy do pokonania 900 m różnicy wysokości. Niewielki dystans – chcieliśmy po prostu zachować świeżość na jutrzejszy kulminacyjny dzień. Do wysokości 2241 m npm prowadzi szutrowa droga a na jej końcu znajduje się schronisko Lucknerhütte. Tutaj robimy małą przerwę zrzucając ciężkie plecaki i oddając się podziwianiu okolicznych szczytów. Później wchodzimy na teren Parku Narodowego Wysokich Taurów – HoheTauern. Od tej chwili idziemy w górę krętą ścieżką pokonując kolejne metry wysokości. Idziemy spokojnie krok po kroku mając na uwadze spory zapas czasu. Widoczność jest rewelacyjna. Na niebie widać niewielkie białe obłoki. Plecaki w naszym odczuciu przestają być takim ciężarem jak na dole przy parkingu. Aklimatyzacja na Zugspitze działa. Około godziny 10.00 dochodzimy do schroniska Stüdlhütte na wysokość 2802 m npm. Do schroniska dochodzi specjalna kolejka towarowa, wieść gminna niesie, że za opłatą jest szansa wwieźć nią swój bagaż na górę.
Przyszła kolej na zrównoważenie kalorii w naszych organizmach. Wzięliśmy się za przygotowanie spaghetti – 10 minut i potrawa gotowa. W sumie wyglądamy albo na turystów z biednego bloku wschodniego, bądź jak górscy wyspecjalizowani wspinacze. I tak, i tak zupa nam smakowała. Nasze samopoczucie polepszało, że byliśmy wśród gór, powyżej 3000 m.
Postanowiliśmy spędzić dalszy dzień zaliczając wysokość 3000 m. Padło na Schere 37 m powyżej 3000. Było to też przetarcie szlaku na jutrzejsze wejście na Grossglockner (trasa ta prowadzi także do Grossglocknera, ale przez Studlgrat) - braliśmy ją także pod uwagę. Należy wspomnieć, że ta trasa jest o podwyższonym stopniu trudności niż tradycyjna (mapa - trasa 3). Pogoda nadal sprzyjała, więc zajęliśmy się sesją zdjęciową na lodowcu Teischnitzkees.
Wybór trasy mógły stać się scenariuszem do filmu alpinistycznego z Woody Allenem. Nasze rozmowy i rozważania za i przeciw, jutrzejsza prognoza i nasze możliwości i doświadczenie z poprzedniego sezonu, ewentualne powroty (czytaj: ucieczki) i w końcu losowanie monetą mogły być dobrą weną dla filmowca. Wybór padł na trasę tradycyjną "Alter Keiserweg" - jak się nazajutrz okazało, bardzo trafną decyzją. Okazało się że traciliśmy sympatyczną pogodę, że był to ostatni dzień na wejście z powodu późniejszego załamania pogody.
Przyszła pora zakwaterowania w schronisku. W schronisku zaprzyjaźniłem się z panem Stüdlem, budowniczym i inwestorem tego schroniska obejmując jego popiersie znajdujące się w jadalni. Otrzymaliśmy od miłej pani lager 5 z łóżkami nr 4 i 5. Jutro wczesna pobudka o 4.30 – śniadanie o 5.00 i dalej wymarsz na szczyt. Pokoje, które mieściły po około 18-20 łóżek były prawie całkowicie obłożone. W głównej mierze przez rodaków.