Geoblog.pl    Steinbock    Podróże    3. Korona Europy - Grossglockner 3798 m npm    Wyprawa na szczyt
Zwiń mapę
2011
13
lip

Wyprawa na szczyt

 
Austria
Austria, Großglockner
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8 km
 
Nastał 13 lipca. Pobudka, śniadanie i wyjście ze schroniska o 5.20 (2802m). Pogoda idealna jak na nasz gust oczywiście. Świeże i przyjemne alpejskie powietrze oraz dobre nastroje powodują werwę w naszych krokach. Dochodzimy wnet do lodowca (6:00) – tutaj wiążemy się liną i idziemy dalej w kierunku ErzherzogJohanHütte umiejscowionego na wysokości 3451 m npm.

W pierwszym rzędzie myśleliśmy o wejściu granią południową lecz droga normalna wygrała, mógłbym powiedzieć, że wygrał rozum nad sercem. Przejście przez lodowiec nie nastręczał większych trudności, po przeżyciach z roku ubiegłego gdzie szliśmy w pełnym południowym słońcu – jest o 180 stopni lepiej. Idziemy stopa za stopą spokojnym, miarowym rytmem. Dochodzimy w końcu do ściany w której umieszczone są na stałe pomoce w postaci prętów z liną stalową. Taki krótki odcinek ferraty pokonujemy bez większego zmęczenia i trawersem dochodzimy do drugiej części ferraty prowadzącej do schroniska EJH. Pogoda niestety stopniowo się pogarsza, na przemian okno z niebieskim czystym niebem a niebem z dużymi pierzastymi chmurami. Dodatek to silnie zaczynający wiejący wiatr. Na szczęście nie czujemy zimna. W schronisku zamawiamy herbatę z cytryną raczej z płynem cytrynowym za jedyne … 3 Euro (ok. 9:00). Rozgrzewamy organizmy. Proponuję abyśmy zostawili plecaki tutaj i poszli tylko z tym co jest niezbędne. Jest specjalne miejsce na przechowywanie sprzętu, gdyż nie pozwalają go wnosić do jadalni, ani do sypialni.

Zakładamy raki, bierzemy czekany. Ja zarzucam swój boski aparat fotograficzny (Pentax K100Ds + teleobiektyw) i kierujemy się w górę. Przed nami podejście do grani po lodowcu o nachyleniu 35-40 stopni. Im wyżej, bezpieczniej stawiamy nogi, śnieg jest konsystencji podobnej do naszych roztopów – osuwający się i miękki. Zaczynają również schodzić ludzie, którzy z samego ranka wyszli z EJH i robią się miejscami zatory. Trzeba podjąć decyzję, czy czekamy jak zejdą / jest jedna wydeptana ścieżka/ czy idziemy własna drogą. Wybieramy tą drugą opcję – jest bezpieczniejsza, ludzie na szlaku się osuwają i istnieje prawdopodobieństwo podcięcia. Wnet dochodzimy do pierwszych ringów. Tutaj można już założyć stanowisko i asekurować. Krzyś założył stanowisko jak należy, i droga w górę gotowa. Poruszamy się od tej chwili od ubezpieczenia do ubezpieczenia , brat z przodu, Ja jako drugi. Idzie nam sprawnie mimo, już wielu trudów. Nadal mocno wieje. Wchodzimy na małego dzwonnika i droga prowadzi teraz w dół ku rynnie. To miejsce posiada szerokość stopy. Lina asekurująca powiewana przez wiatr unosi się magicznie nad przepaścią. Wokół mgła, szczęście w nieszczęściu, gdyż lepiej tego nie widzieć, zaś widok musi być przepiękny. Na oglądanie przyszła jeszcze pora. Zostało tylko kilkanaście metrów o trudności II na ujrzenie krzyża posadowionego na szczycie. Szczęśliwie docieramy do samego Krzyża, stajemy na najwyższym szczycie Austrii – Grossglockner 3798m npm – jest godzina 10.20. Strzelamy kilka fotek – niestety brak przepięknych widoków na odległe pasma górskie. Widoki w kratkę, ale i tak cudownie. Z przejęcia i do pozowania przypinamy się do Krzyża. Na Krzyżu widać różne podoczepiane artefakty i pamiątki zwiezione z różnych części świata, np. krzyżyki, wstążki z medalikami, nawet smoczki dziecięce … też mam dwóch synków. Utkwiło mi to mocno w pamięci. Szkoda, że czas nieubłagalnie krzyczał na nas, że już trzeba uciekać. Robiło się mało zabawnie. Żegnaj Wielki Dzwonniku – dziękujemy! Najwyższa góra Austrii „zdobyta” - nie, jeszcze droga powrotna!

Dochodzi do nas kilka osób. Niestety trzeba schodzić, pogoda jest coraz gorsza. Trzeba wytężyć siły i jeszcze mocniej popracować aby szczęśliwie dojść do schroniska. Ruch niestety nie maleje, a droga wymagająca. Sprawnie przepinamy się między słupkami (bo na nich tylko można zrobić punkty asekuracyjne). Ciasno i liny kręcą się między nogami. Jeszcze wielu wchodzi na szczyt. Na Kleinglocknerze spotykamy parę Polaków – jak się później okazało musieli zawrócić ze względów zdrowotnych jednej osoby. Miło było usłyszeć w takim miejscu język polski. Bez problemów znajdujemy miejsce zejściowe do żlebu prowadzącego do lodowca. Tu już zdążyła się zrobić ślizgawica, więc dalej schodzi jeden z nas drugi w przy asekuracji. Idziemy tą samą drogą co w górę. Dochodzimy do schroniska Erzherzog i ponownie już szczęśliwi wypijamy ciepła herbatę (12:20). Zostało nam teraz tylko zejście na dół do naszego punktu wyjściowego. Pierwszy fragment ferraty idzie nam bardzo sprawnie. Z drugiego fragmentu niestety nieźle spływa woda znacznie mocniej niż w fazie wejściowej – niezły wodospad nam powstał – prosto za kołnierz i to nie ciepły prysznic.

Jesteśmy ponownie na lodowcu Kӧdnitzkees i szybko nawet bardzo szybko schodzimy krok za krokiem. Czujemy się świetnie. Góra pozwoliła nam być razem na szczycie w ostanim momencie przed załamaniem pogody. Tutaj nocujemy (w nocy wichura z ulewą) i jutro rano schodzimy na parking przy Lucknerhaus już czym niżej tym ładniej. Przepiękny widok na nasz trzytysięcznik żegna nas.

Nasze relacje na żywo z wypraw:
Facebook: https://www.facebook.com/WyprawySteinbock
Twitter: https://twitter.com/gory_steinbock
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-06-28 16:02
Gratulacje za zdobycie szczytu w tak pieknym miejscu.
 
 
Steinbock
Steinbock
Krzysztof i Grzegorz Kowalscy
zwiedzili 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 29 wpisów29 8 komentarzy8 1060 zdjęć1060 40 plików multimedialnych40
 
Nasze podróżewięcej
02.10.2009 - 03.10.2009